Każdemu z nas zdarzył się przynajmniej raz życiu taki moment, że coś jakimś dziwnym sposobem zaczęło iść naprawdę źle – w pracy, w biznesie, zdrowiu, w związku – jakaś część naszego życia okropnie się posypała. Wydaje nam się, że gorzej być nie może, że z jednym problemem mamy już wystarczająco pod górkę, a tu co się dzieje? Pojawia się kolejny! Bardzo często jak się sypie to wszystko naraz – istny efekt domina. Jedna zła rzecz przyciąga za sobą kolejne. Znacie to? No to czytajcie dalej, bo najwyższy czas znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest i zawalczyć o zwalczenie tego, no właśnie – pecha? Czy to naprawdę tylko (albo aż) pech? A może złorzeczenia innych? Może to nasza wina i sami sytuację sprowokowaliśmy? A może jest jeszcze jakiś powód dlaczego tak się dzieje? Czytajcie dalej a poznacie odpowiedź na pytanie, co robić gdy wszystko się wali.
W obecnym momencie mojego życia (już po raz kolejny – trzeci!) wszystko jest nie tak: problemy z kasą, coraz gorsze samopoczucie (głównie przez stres), kłótnie z mężem, brak czasu na kontakty z rodziną, brak czasu na odpoczynek, brak perspektyw na inne źródełko pieniędzy.
Znacie prawo Murhy’ego i powiedzenie, że „jeśli coś może się nie udać – na pewno się nie uda”, cóż – działa, tego odmówić mu nie można.
Zastanówmy się więc (ja co prawda zastanawiam się swoim zestresowanym mózgiem ale zauważyłam ciekawą korzyść z tego stresu – lepiej mi się myśli, wciąż działa adrenalina bo nie trwa to jeszcze zbyt długo ;)) nad przyczynami tej całej – jak to dalej nazwę „spirali nieszczęść” – oraz rzecz jasna nad rozwiązaniami tej bądź co bądź nieciekawej sytuacji.
Zaczynamy? 🙂
Przyczyny spirali nieszczęść – mój przykład
Na początek wnioski z moich wieloletnich obserwacji – bardzo bardzo wiele złych rzeczy, które się obecnie dzieją w moim życiu ma związek z nierozwiązanymi do końca problemami z przeszłości, które pozostawione samym sobie urosły – powiększyły i swój rozmiar i swoją wagę, czyt. coraz bardziej przeszkadzają mi w życiu (niedbanie o zdrowie). Niektóre są źródłem bardzo złych decyzji z przeszłości (naprawdę słabe gospodarowanie pieniędzmi!), niektóre z kolei wynikają z zastosowania nieprzemyślanych do końca rozwiązań, które zaowocowały w końcu problemami (tu mowa o firmie) – cóż… te można było lepiej przemyśleć, pewne problemy przewidzieć. Skutkiem powyższych są dodatkowe problemy zdrowotne, bo jak tu czuć się dobrze w takim stresie? Kłótnie z mężem, z rodziną również nie są niczym niezwykłym i są pochodną nerwowości i niepokoju, które powstały w wyniku wcześniejszych wydarzeń. Brak czasu na odpoczynek i dalsza frustracja wynikają po prostu z konieczności szybszego odrobienia strat/zarobienia pieniędzy… Jak widać jest to typowy ciąg przyczynowo-skutkowy, prawda, że logiczny? A czy wspominałam, że tydzień temu rozciachałam sobie mocno rękę – szklanką przy zmywaniu? Trzy szwy i sporo bólu bo miejsce bardzo niefortunne – jest i nasz pech, tak często okrzykiwany sprawcą wszelkiego zła.
Wiecie, że w normalnej sytuacji życiowej, kiedy wszystko utrzymuje się na „w miarę” przyzwoitym poziomie, zazwyczaj nie zauważamy tak bardzo problemów, które mieliśmy wcześniej? Spychamy je sobie na boczny tor i po prostu z nimi żyjemy (do bardzo wielu przyzwyczajamy się, taka nasza ludzka zdolność adaptacji). Czy nie są one jak malutki kamyczek w bucie, który przeszkadza nam tylko trochę. A tu nagle bach! – nadchodzi sobie sytuacja – wywołana albo przez nas samych, albo faktycznie losowa (bo przecież takie też dość często się zdarzają). Wtedy ta jedna sytuacja sprawia, że zaczynamy wszystko postrzegać bardziej negatywnie, pesymistycznie, zaczynamy na powrót zauważać inne nasze problemy, które nagle jakoś dziwnie urosły. Life is brutal – im więcej mieliśmy ich nierozwiązanych – tym większy nasz kamyk. I przeszkadza nagle o wiele bardziej. W sytuacji napięcia emocjonalnego i fizycznego coraz bardziej, czasem aż but wydaje się być za ciasny. I to moi Drodzy właśnie uznajemy za naszą spiralę nieszczęść. I rzecz jasna zastanawiamy się, czemu wszystko zawaliło się w jednym momencie, czasem nawet mamy ten komfort by na jakiś czas się załamać. Często jednak zastanawiamy się za długo a za mało działamy, wpadamy w pewien marazm i jest coraz trudniej się z niego wydostać a problemy narastają. Jaka jest najlepsza opcja? Przerwać spiralę, problemy rozwiązać, sytuację poprawić i żyć dalej.
Jak przełamać spiralę nieszczęść?
Na początek zróbmy sobie calutki dzień przerwy od problemów – by się zdystansować i złapać świeże spojrzenie na sytuację. By odetchnąć. Problemy tak od razu nie uciekną, a ten dzień odpoczynku może nam pomóc, by potem łatwiej przez nie przebrnąć. Odetnijmy się od sytuacji, ludzi, wyjdźmy na spacer, pobiegajmy, popływajmy – by przynajmniej nasze ciało się zrelaksowało (na psychikę też przyjdzie czas, ale że ona jest oporniejsza, zostawmy ją na potem). Zjedzmy coś dobrego i zdrowego. Obejrzyjmy komedię, poczytajmy fajną książkę – zrelaksujmy się tak na poważnie, na tyle na ile możemy. W zdrowym ciele zdrowy duch – kiedyś bardziej stawiałam na „ducha”, dziś wiem, że bez zdrowego ciała dusza (czyli nasza psyche) zdrowa nie będzie!
Odetchnęliśmy? Przyjemniej? Ok. Czas na kolejny punkt (wypada powiedzieć gwóźdź) programu i koniec lenienia się 🙂 Zapiszmy nasze problemy i potencjalne rozwiązania. Nie przejmujemy się, jeśli na początku nie wpadną nam do głowy te najlepsze – każdy by chciał od razu ale trzeba cierpliwości – one przyjdą z czasem. Bo wiecie, że każdy problem ma jakieś rozwiązanie, prawda? Kto nie uznaje tego za fakt? Rozwiązanie rzecz jasna może być łatwiejsze lub trudniejsze, bardziej lub mniej czasochłonne, bardziej lub mniej satysfakcjonujące – ale jest zawsze możliwe! Zapiszmy również, jakie korzyści mogą wyniknąć z tego, co nam się przydarzyło. Tak, dobrze przeczytaliście: KORZYŚCI. Spróbujmy je dostrzec – choć często nie będzie to łatwe – a na początku może wydawać Wam się wręcz niemożliwe. Jednak mało dostrzegalne w pierwszej chwili korzyści nawet w pozornie beznadziejnej sytuacji często się pojawiają. Bo może wyjdzie na to, że ta sytuacja ochroni nas przed czymś jeszcze gorszym? Może to co się stało wyjdzie nam w jakiś sposób na dobre i okaże się bardziej pozytywne? Może to dla nas nauka, lekcja i powinniśmy wyciągnąć odpowiednie wnioski, by nie popełniać więcej tych samych błędów?
Macie już potencjalne rozwiązania? Macie wypisane potencjalne korzyści? Czujecie się trochę lepiej psychicznie – trochę mocniejsi? Teraz tworzymy plan, plan działania – plan naprawy sytuacji. W planie tym uwzględnijcie potencjalne przeszkody takie jak gorszy dzień, zła pogoda, piętrzące się trudności, konieczność poproszenia o pomoc w pewnych sprawach – wszystko co może stanąć Wam na drodze w jego realizacji. O planowaniu napiszę więcej i podlinkuję do tego postu.
Na wszystko w życiu przychodzi czas, musieliśmy więc dotrzeć do tego punktu – nie mówicie że się nie spodziewaliście – tak, to czas na działanie. Na początku wydaje się, że to najmniej przyjemna część ale po pewnym czasie dojdziecie do wniosku, że etap marazmu był gorszy – naprawdę! Działanie zgodne z własnym planem, uwzględniającym czynniki przeszkadzające – ja nazywam je dystraktorami albo odwracaczami uwagi (od rzeczy najważniejszych). Nic tego kroku nie zastąpi.
Wnioski
To trzeci raz w moim życiu kiedy tak wiele się spieprzyło, tym razem jednak jestem mądrzejsza – przybrałam inne nastawienie do całej sytuacji, zrobiłam plan i działam intensywnie – pracuję nad moimi umiejętnościami, ucząc się nowych rzeczy i od razu stosując je w praktyce, ze zdrowiem idzie mi gorzej, bo mam tendencję do zajadania stresu ale gotuję w domu, dodaję do mojej diety zdrowe produkty, stosuję kilka suplementów, spaceruję i chodzę na siłownię, w kontaktach z ludźmi staram się być dobrym towarzyszem rozmowy, unikam „wybuchów” i kłótni. Staram się rozumieć drugą osobę i jej podejście.
I pamiętam o tym, że w życiu nic nie jest stałe – ani to co dobre, ani to co złe. Wiem, że warto cieszyć się dobrymi chwilami i mieć nadzieję na poprawę kiedy nadchodzą te złe. Bardzo ważne dla zachowania pozytywnego nastawienia jest wyciąganie konstruktywnych wniosków z rzeczy, które się przydarzyły – traktowanie ich jako lekcji, bo na przykład moje sytuacje kryzysowe uczą mnie skutecznego działania w sytuacjach stresowych, dzięki nim wzmacniam swoją odporność na stres i paradoksalnie wtedy dbam o swoje zdrowie bardziej. Lepiej i wydajniej pracuję też pod presją czasu – a wcześniej naprawdę nie myślałam, że mogę to o sobie powiedzieć!
I ciągle trenuję w sobie niepoddawanie się – idzie mi coraz lepiej i wiem, że wszystko uda się też Wam 🙂 Powodzenia moi Drodzy!
A na koniec piękny cytat z nieśmiertelnej piosenki:
„Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój, nagle ptaki budzą mnie, tłukąc się do okien…”